„Mogłaby zamknąć oczy,
udawać, że wszystko jest w porządku. Wiedziała jednak, że nie da się żyć z
zamkniętymi oczami.”
-
Cassandra Clare
Wśród tłumu wiecznie
zapracowanych londyńczyków, ulicami tego miasta kroczyła dostojna i
najwyraźniej lekko zdenerwowana kobieta. Zgrabnie przemykała między powolnie
maszerującymi obserwatorami uroku Londynu. W końcu zatrzymała się przed
staroświeckim domem handlowym z napisem Purge
& Dowse Ltd. Wszystkie drzwi były z naklejoną kartką, która informowała o
zamkniętym budynku z powodu remontu.
Kobieta podeszła do witryny z staroświeckim manekinem.
Niektórzy mugole spojrzeli od czasu do czasu z pogardą na tę sytuacje, jednak
większość omijała to miejsce uznając, że nie jest godne ich czasu.
- Odwiedziny chorych – zmysłowym i wyraźnym głosem
powiedziała do manekina.
Ów plastikowa postać kiwnęła lekko głową, a potem znów
zastygła. Kobieta bez żadnego cienia wątpliwości przeszła przez szybę, jakby w
ogóle jej tam nie było. Szybkim krokiem popędziła do zamykającej windy. Wysokie
obcasy stukały o płytki i odbijały się głośnym echem o ściany. Kątem oka
widziała pełno zapracowanych osób, którzy byli ubrani w żółtozielone szaty z
naszytymi na piersiach emblematami przedstawiającymi skrzyżowaną kość z różdżką.
Od razu rozpoznała w nich pracowników kliniki, czyli uzdrowicieli.
W ostatniej chwili zdążyła wsiąść do winy, po czym drzwi się
zamknęły. Zastała tam kilku ludzi, którzy nie kipieli radością, co nie było
czymś dziwnym w takim miejscu. Mimo zadbanego wyglądu i dobrej obsługi do tego
budynku wraca się niechętnie.
Winda stanęła.
- Piętro pierwsze. Urazy magizoologiczne – głos, którego
źródła nie można było zidentyfikować informował o tym co znajdowało się na
każdym piętrze. W ten sposób nikt nie musiał zawracać głowy uzdrowicielom
pytaniami gdzie, co się znajduje.
Z windy wysiadł mężczyzna, który zapewne pracował w
ministerstwie na ważnej pozycji. Ubrany był w elegancki i kosztowny garnitur, a
w ręce trzymał teczkę, z którą zapewne się nie rozstawał. Na jego twarzy
malowała się obojętność. Zapewne ktoś chciał pozwać przed wizengamot na przykład sąsiadów,
którzy trzymają nielegalnie zwierzę będące odpowiedzialne za pobyt chorego w
tym miejscu.
Winda ruszyła ponownie.
Za sobą słyszała cichy szloch kobiety, której zapewnię
bliska osoba jest w krytycznym stanie, a ona jest wobec tego bezradna. Chciała
już jak najszybciej wysiąść z tej winy, ponieważ nie mogła tak stać bezczynnie
i słuchać czyjegoś cierpienia. Słowa „wszystko będzie dobrze” raczej nie są
zaklęciem na wszystkie problemy.
Winda stanęła
- Piętro drugie. Zakażenia magiczne.
Dostojna kobieta z jednej strony cieszyła się, że może
uniknąć krępującej sytuacji w windzie, jednak z drugiej strony była coraz
bliżej do celu swoich odwiedzin, który nie przysparzał jej radości. Wzięła
głęboki oddech i ruszyła przed siebie.
- Odwiedziny na tym oddziale są zabronione – niska i pulchna
uzdrowicielka z burzą czarnych loków na głowie zatrzymała kobietę.
- Jestem Amelia Millie Murray. Przyszłam do Elizabeth.
- W takim razie zna pani drogę – uzdrowicielka powitała
kobietę promiennym uśmiechem, jakby chciała dodać jej otuchy.
Amelia ponownie zaczęła iść poprzez korytarze, aż w końcu
dotarła do pokoju z otwartymi drzwiami. Stanęła w progu, a przed jej oczami
ukazał się mały pokój z stolikiem, na którym znajdowało się mnóstwo eliksirów i
łóżkiem, które nie było puste. Znajdowała się tam dziewczyna. Jej twarz była
przeraźliwie blada i wychudła. Mimo zamkniętych powiek można było zobaczyć
sińce pod oczami. Usta miała spękane i lekko otwarte, jakby z trudem jej się
oddychało.
Kobieta patrzyła na Elizabeth ze łzami w oczach. Nie
wiedziała ile czasu minęło, aż w końcu odważyła się przekroczyć próg i usiąść
koło łóżka na drewnianym krześle. Odłożyła drżącą ręką torebkę, a potem kilka
razy zamrugała, by zatrzymać łzy. Uniosła dłoń do góry i delikatnie położyła ją
na ręce dziewczyny, jakby chciała jej przekazać swoją dobrą energię, choć
dobrze wiedziała, że sama nie ma jej za wiele.
Patrzyła na śpiącą dziewczynę. Mijały sekundy, minuty,
godziny, aż jej powieki stały się ciężkie i sama zapadła w błogi sen. Jedyne
miejsce, które było zupełnie odcięte od problemów i zmartwień.
***
Kochani rodzice!
Przepraszam, że wczoraj nie napisałam, jednak byłam
strasznie zmęczona i momentalnie usnęłam, gdy tylko położyłam się na łóżku.
Dotarłam bez żadnych trudności. Już nie mogę się doczekać, kiedy zacznie się
pierwsza lekcja. W końcu szósty rok jest bardzo ważny. Nie mogę się rozpisywać,
ponieważ zaraz spóźnię się na śniadanie. Kocham was najmocniej na świecie i nie
mogę się doczekać naszych świąt Bożego Narodzenia.
Całuję, Hermiona.
Poranek jest jasny i błękitny, a słońce wlewa się
przez okna rozświetlając dormitorium. Kolory na zewnątrz zapowiadają, że
wielkimi krokami zbliża się jesień. Nie ma żadnych strasznych kobiet. Żadnych
ciemnych postaci, które mnie obserwują. Wszystko wydaje się być normalne, a ja
próbuję udawać, że te mroczne wydarzenia nigdy nie nastąpiły. Wbijam wzrok w
okno koło mojego łóżka. Błonie wydają się być o tej porze takie spokojne. W
rękach okręcam kopertę, w którą mam zamiar włożyć list do moich rodziców.
- Już wstałaś – stwierdza Ginny, gdy wychodzi z
łazienki. Ma na sobie dwa ręczniki. Jednym owinęła swoje ciało, a drugim
obwinęła swoje rude włosy.
- Tak – oderwałam wzrok od okna.
- Lepiej zacznij się zbierać, jeśli nie chcesz się
spóźnić na śniadanie. Wiesz przecież, że zimna jajecznica jest wręcz niejadalna
tutaj.
Podnoszę starannie złożoną szatę z półki obok
mojego łóżka i udaję się do łazienki. Wkładam strój przez głowę, a potem biorę
do ręki moją szczotkę i przygotowuję się do ujarzmienia wielkiej szopy, którą
zwą włosami. Przeciągam nią kilka razy po moich bujnych lokach i spinam włosy
po obu stronach spinkami, by nadać im w miarę przyzwoity wygląd. Czuję jak
niekomfortowo wbijają mi się one w moją delikatną skórę i od razu zapragnęłam
mieć proste oraz piękne włosy Ginny.
Wykonuję jeszcze parę porannych czynności jak mycie
zębów i twarzy, a potem spoglądam w lustro ostatni raz przed udaniem się na
śniadanie. Widzę nieśmiałą dziewczynę o przeciętnej twarzy. Nie zachwyca ona
niczym specjalnym, a na pewno nie jest tą za którą oglądają się chłopacy
gdziekolwiek przejdzie. Przez chwilę myślę, że patrzę na inną dziewczynę, a ja
wyglądam jak ideał kobiety, a nie szara mysz.
***
W drodze na śniadanie ogarnęło mnie silne uczucie
głodu. Mój brzuch przypomniał mi, że wczoraj praktycznie nic nie zjadłam. Za
bardzo była przejęta wydarzeniami z ostatniej chwili. Jestem trochę spóźniona,
dlatego już prawie wszyscy pozajmowali swoje miejsca. Gdy weszłam do wielkiej
Sali od razu omiotłam wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu moich przyjaciół.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ruda czupryna Weasleya. Wzięłam głęboki
oddech i zaczęłam dumnie kroczyć w jego stronę. Próbowałam być mniej szarą
myszką, a więcej pewną siebie dziewczyną.
Czułam jak moje serce bije szybciej. Kiedy z każdym
krokiem przybliżałam się do miejsca, gdzie siedział Ron zauważyłam, że obok
niego siedzi nowa, choć znajoma osoba. Od razu rozpoznałam w pyzatej buzi Lavender
Brown. Momentalnie mimo woli moje nogi spowolniły ruch i zaczęły odmawiać mi
posłuszeństwa. Nie wiedziałam, czy bardziej jestem wściekła czy może załamana. Miałam
tylko nadzieję, że jeszcze nie jest za późno i zdążę wyjść stąd niezauważalna,
jednak moje modlitwy przerwał głos Harry’ego.
- Hermiono! – zawołał na przywitanie. – Tutaj
jesteśmy!
Wysiliłam się na najbardziej sztuczny uśmiech jaki
potrafiłam w stronę Pottera i przysiadłam się do nich wbrew swojej woli.
- Oh, Lavender co za miła niespodzianka – byłam pod
wrażeniem jak sztucznie potrafi brzmieć moje kłamstwo.
Gryfonka zmierzyła mnie od pasa w górę, a potem
uśmiechnęła ironicznie.
- Lav właśnie przyszła się z nami przywitać – Ron
nie krył swojej fascynacji co do niej i to był jeden z powodów mojej
wściekłości, która gotowała się we mnie jak lawa w wybuchającym wulkanie.
- To uroczo – spuściłam wzrok na dół i nagle
uświadomiłam sobie, że kompletnie straciłam apetyt.
- A może tak
byśmy poszli się spotkać na błonie po lekcjach? W końcu jest taka piękna
jesień. Trzeba z tego korzystać – Lavender wdzięcznie uśmiechała się do
naiwnego Weasleya.
- To wspaniały
pomysł! Może do nas dołączycie? – Ron spojrzał się na nas z iskierkami
szczęścia w oczach.
- Przepraszam,
ale chyba zrobiło mi się niedobrze – wstałam i odeszłam od stołu pełnego
czułych spojrzeń i uśmiechów.
Ostatnie co
rzuciło mi się w oczy wychodząc z wielkiej Sali to zaciekawione spojrzenie na
całą sytuację Malfoya. Widocznie bardzo bawiło go moje rozgoryczenie, które
teraz przerodziło się w prawdziwy smutek.
*
W końcu udało mi się wypocić z siebie ten rozdział. Nie jest do końca taki jaki wymarzyłam, ale mam nadzieję, że im dalej zabrnę w tym opowiadaniu tym lepiej będą mi wychodzić rozdziały. Przeniosłam się na blogspota i w sumie jestem zadowolona, bo na onecie nie wytrzymałabym ani dnia dłużej.
O jakim onecie mówisz? Żadnego onetu już przecież nie ma ;D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że w końcu udało Ci się napisać ten rozdział i go wkleić. Przypadł mi on do gustu - szczególnie ten tajemniczy początek - pokochałam go.
Nie wiem, czy już Ci to polecałam, ale jeśli nie, to polecę Ci teraz: http://www.yaoifan.fora.pl/pseudoporadnik-pisarski,17/odmiana-imion-nazwisk-i-innych-potterowskich-nazw-wlasnych,72.html . Myślę, że Ci się przyda, bo są momenty, kiedy nie potrafisz odmienić niektórych nazwisk np. Malfoy czy Potter. Tzn. nie chodzi mi o to, że nie potrafisz odmienić, ale o to, że nie potrafisz ich potem zapisać ;D
Ach, i jeszcze jedno! W opowiadaniach nie zapisujemy skrótów ;D U Ciebie znalazło się "np." które powinno zostać rozwinięte do pełnej słownej wersji: "na przykład".
Styl masz bardzo przyjemny, ale tu już Ci niejednokrotnie mówiłam. Z przyjemnością będę wczytywać się w dalsze rozdziały tego opowiadania, więc dalej proszę o informowanie o NN (o tej mnie nie poinformowałaś ;D).
Całuję,
Leszczyna
Dziękuję za miłe słowa i również za podanie tego forum. Jestem Ci strasznie wdzięczna i teraz będę z nim współpracować. Będę informować, spokojnie ! Przy następnej notce masz to jak w banku ! Pozdrawiam !
UsuńWitaj. Aż mi głupio, że zapomniałam o Twoim blogu :( Przepraszam.
OdpowiedzUsuńRozdział podobał mi się strasznie, cieszę się, że dodajesz notki i przeniosłaś się na Blogspota, bo już myślałam, że Twoje pisarstwo dobiegło końca.
Pozdrawiam.
P.S Usuń kod obrazkowy, bo mnie do szału doprowadza.
Dziękuję za miłe słowa. Nie zamierzam kończyć jak na razie tego opowiadania, po prostu muszę odnaleźć swoją wenę to napisania kolejnych rozdziałów.
UsuńCałuję : *
Znalazłam twój blog przypadkiem i od razu przypadł mi do gustu. Po pierwsze - Dramione; po drugie - tajemnice, czyli to co tygryski kochają najbardziej. Nie wiem jak możesz pisać w czasie teraźniejszym. Ja bym nie umiała, więc podziwiam cię, za to, że ci to wychodzi :) Czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mnie poinformujesz na magic-nights.blogspot.com w zakładce SPAM :)
Acha, i pozbądź się kodu obrazkowego, bo jak widzę to nie jedną mnie wkurza.
Cieszę się, że znalazłaś mojego bloga. Dziękuję za miłe słowa
UsuńCałuję : *
Hej!
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu, wchodząc na chybił trafił w linki Leszczyny :P Szczerze mówiąc, prolog nie do końca przypadł mi do gustu, bo lubiłam to, że Hermina była dzieckiem mugoli - była to miła odmiana. Jednak każdy ma jakiś pomysł na swoje opowiadanie i dobrze, że ty masz swój. Czytałam jednak dalej i muszę ci powiedzieć, że pierwszy rozdział mnie zaciekawił. Masz bardzo fajny styl, łatwo się czyta. Wkradło się tam kilka błędów, ale przecież nikt nie jest idealny ; )
Będę tu zaglądać co jakiś czas i komentować : )
Zapraszam też do mnie, bo choć dopiero zaczynam to zależy mi na czytelnikach, którzy będą mogli mnie poprawiać i krzyczeć po mnie gdy nawalę :)
Pozdrawiam,
Ag [http://katerina-mystery.blogspot.com]