środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział 2 : Purge & Dowse Ltd.


„Mogłaby zamknąć oczy, udawać, że wszystko jest w porządku. Wiedziała jednak, że nie da się żyć z zamkniętymi oczami.”
- Cassandra Clare

Wśród tłumu wiecznie zapracowanych londyńczyków, ulicami tego miasta kroczyła dostojna i najwyraźniej lekko zdenerwowana kobieta. Zgrabnie przemykała między powolnie maszerującymi obserwatorami uroku Londynu. W końcu zatrzymała się przed staroświeckim domem handlowym z napisem Purge & Dowse Ltd. Wszystkie drzwi były z naklejoną kartką, która informowała o zamkniętym budynku z powodu remontu.
Kobieta podeszła do witryny z staroświeckim manekinem. Niektórzy mugole spojrzeli od czasu do czasu z pogardą na tę sytuacje, jednak większość omijała to miejsce uznając, że nie jest godne ich czasu.
- Odwiedziny chorych – zmysłowym i wyraźnym głosem powiedziała do manekina.
Ów plastikowa postać kiwnęła lekko głową, a potem znów zastygła. Kobieta bez żadnego cienia wątpliwości przeszła przez szybę, jakby w ogóle jej tam nie było. Szybkim krokiem popędziła do zamykającej windy. Wysokie obcasy stukały o płytki i odbijały się głośnym echem o ściany. Kątem oka widziała pełno zapracowanych osób, którzy byli ubrani w żółtozielone szaty z naszytymi na piersiach emblematami przedstawiającymi skrzyżowaną kość z różdżką. Od razu rozpoznała w nich pracowników kliniki, czyli uzdrowicieli.
W ostatniej chwili zdążyła wsiąść do winy, po czym drzwi się zamknęły. Zastała tam kilku ludzi, którzy nie kipieli radością, co nie było czymś dziwnym w takim miejscu. Mimo zadbanego wyglądu i dobrej obsługi do tego budynku wraca się niechętnie.
Winda stanęła.
- Piętro pierwsze. Urazy magizoologiczne – głos, którego źródła nie można było zidentyfikować informował o tym co znajdowało się na każdym piętrze. W ten sposób nikt nie musiał zawracać głowy uzdrowicielom pytaniami gdzie, co się znajduje.
Z windy wysiadł mężczyzna, który zapewne pracował w ministerstwie na ważnej pozycji. Ubrany był w elegancki i kosztowny garnitur, a w ręce trzymał teczkę, z którą zapewne się nie rozstawał. Na jego twarzy malowała się obojętność. Zapewne ktoś chciał pozwać przed wizengamot na przykład sąsiadów, którzy trzymają nielegalnie zwierzę będące odpowiedzialne za pobyt chorego w tym miejscu.
Winda ruszyła ponownie.
Za sobą słyszała cichy szloch kobiety, której zapewnię bliska osoba jest w krytycznym stanie, a ona jest wobec tego bezradna. Chciała już jak najszybciej wysiąść z tej winy, ponieważ nie mogła tak stać bezczynnie i słuchać czyjegoś cierpienia. Słowa „wszystko będzie dobrze” raczej nie są zaklęciem na wszystkie problemy.
Winda stanęła
- Piętro drugie. Zakażenia magiczne.
Dostojna kobieta z jednej strony cieszyła się, że może uniknąć krępującej sytuacji w windzie, jednak z drugiej strony była coraz bliżej do celu swoich odwiedzin, który nie przysparzał jej radości. Wzięła głęboki oddech i ruszyła przed siebie.
- Odwiedziny na tym oddziale są zabronione – niska i pulchna uzdrowicielka z burzą czarnych loków na głowie zatrzymała kobietę.
- Jestem Amelia Millie Murray. Przyszłam do Elizabeth.
- W takim razie zna pani drogę – uzdrowicielka powitała kobietę promiennym uśmiechem, jakby chciała dodać jej otuchy.
Amelia ponownie zaczęła iść poprzez korytarze, aż w końcu dotarła do pokoju z otwartymi drzwiami. Stanęła w progu, a przed jej oczami ukazał się mały pokój z stolikiem, na którym znajdowało się mnóstwo eliksirów i łóżkiem, które nie było puste. Znajdowała się tam dziewczyna. Jej twarz była przeraźliwie blada i wychudła. Mimo zamkniętych powiek można było zobaczyć sińce pod oczami. Usta miała spękane i lekko otwarte, jakby z trudem jej się oddychało.
Kobieta patrzyła na Elizabeth ze łzami w oczach. Nie wiedziała ile czasu minęło, aż w końcu odważyła się przekroczyć próg i usiąść koło łóżka na drewnianym krześle. Odłożyła drżącą ręką torebkę, a potem kilka razy zamrugała, by zatrzymać łzy. Uniosła dłoń do góry i delikatnie położyła ją na ręce dziewczyny, jakby chciała jej przekazać swoją dobrą energię, choć dobrze wiedziała, że sama nie ma jej za wiele.
Patrzyła na śpiącą dziewczynę. Mijały sekundy, minuty, godziny, aż jej powieki stały się ciężkie i sama zapadła w błogi sen. Jedyne miejsce, które było zupełnie odcięte od problemów i zmartwień.
***
Kochani rodzice!
Przepraszam, że wczoraj nie napisałam, jednak byłam strasznie zmęczona i momentalnie usnęłam, gdy tylko położyłam się na łóżku. Dotarłam bez żadnych trudności. Już nie mogę się doczekać, kiedy zacznie się pierwsza lekcja. W końcu szósty rok jest bardzo ważny. Nie mogę się rozpisywać, ponieważ zaraz spóźnię się na śniadanie. Kocham was najmocniej na świecie i nie mogę się doczekać naszych świąt Bożego Narodzenia.

Całuję, Hermiona.

Poranek jest jasny i błękitny, a słońce wlewa się przez okna rozświetlając dormitorium. Kolory na zewnątrz zapowiadają, że wielkimi krokami zbliża się jesień. Nie ma żadnych strasznych kobiet. Żadnych ciemnych postaci, które mnie obserwują. Wszystko wydaje się być normalne, a ja próbuję udawać, że te mroczne wydarzenia nigdy nie nastąpiły. Wbijam wzrok w okno koło mojego łóżka. Błonie wydają się być o tej porze takie spokojne. W rękach okręcam kopertę, w którą mam zamiar włożyć list do moich rodziców.
- Już wstałaś – stwierdza Ginny, gdy wychodzi z łazienki. Ma na sobie dwa ręczniki. Jednym owinęła swoje ciało, a drugim obwinęła swoje rude włosy.
- Tak – oderwałam wzrok od okna.
- Lepiej zacznij się zbierać, jeśli nie chcesz się spóźnić na śniadanie. Wiesz przecież, że zimna jajecznica jest wręcz niejadalna tutaj.
Podnoszę starannie złożoną szatę z półki obok mojego łóżka i udaję się do łazienki. Wkładam strój przez głowę, a potem biorę do ręki moją szczotkę i przygotowuję się do ujarzmienia wielkiej szopy, którą zwą włosami. Przeciągam nią kilka razy po moich bujnych lokach i spinam włosy po obu stronach spinkami, by nadać im w miarę przyzwoity wygląd. Czuję jak niekomfortowo wbijają mi się one w moją delikatną skórę i od razu zapragnęłam mieć proste oraz piękne włosy Ginny.
Wykonuję jeszcze parę porannych czynności jak mycie zębów i twarzy, a potem spoglądam w lustro ostatni raz przed udaniem się na śniadanie. Widzę nieśmiałą dziewczynę o przeciętnej twarzy. Nie zachwyca ona niczym specjalnym, a na pewno nie jest tą za którą oglądają się chłopacy gdziekolwiek przejdzie. Przez chwilę myślę, że patrzę na inną dziewczynę, a ja wyglądam jak ideał kobiety, a nie szara mysz.

***
W drodze na śniadanie ogarnęło mnie silne uczucie głodu. Mój brzuch przypomniał mi, że wczoraj praktycznie nic nie zjadłam. Za bardzo była przejęta wydarzeniami z ostatniej chwili. Jestem trochę spóźniona, dlatego już prawie wszyscy pozajmowali swoje miejsca. Gdy weszłam do wielkiej Sali od razu omiotłam wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu moich przyjaciół. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ruda czupryna Weasleya. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam dumnie kroczyć w jego stronę. Próbowałam być mniej szarą myszką, a więcej pewną siebie dziewczyną.
Czułam jak moje serce bije szybciej. Kiedy z każdym krokiem przybliżałam się do miejsca, gdzie siedział Ron zauważyłam, że obok niego siedzi nowa, choć znajoma osoba. Od razu rozpoznałam w pyzatej buzi Lavender Brown. Momentalnie mimo woli moje nogi spowolniły ruch i zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Nie wiedziałam, czy bardziej jestem wściekła czy może załamana. Miałam tylko nadzieję, że jeszcze nie jest za późno i zdążę wyjść stąd niezauważalna, jednak moje modlitwy przerwał głos Harry’ego.
- Hermiono! – zawołał na przywitanie. – Tutaj jesteśmy!
Wysiliłam się na najbardziej sztuczny uśmiech jaki potrafiłam w stronę Pottera i przysiadłam się do nich wbrew swojej woli.
- Oh, Lavender co za miła niespodzianka – byłam pod wrażeniem jak sztucznie potrafi brzmieć moje kłamstwo.
Gryfonka zmierzyła mnie od pasa w górę, a potem uśmiechnęła ironicznie.
- Lav właśnie przyszła się z nami przywitać – Ron nie krył swojej fascynacji co do niej i to był jeden z powodów mojej wściekłości, która gotowała się we mnie jak lawa w wybuchającym wulkanie.
- To uroczo – spuściłam wzrok na dół i nagle uświadomiłam sobie, że kompletnie straciłam apetyt.
- A może tak byśmy poszli się spotkać na błonie po lekcjach? W końcu jest taka piękna jesień. Trzeba z tego korzystać – Lavender wdzięcznie uśmiechała się do naiwnego Weasleya.
- To wspaniały pomysł! Może do nas dołączycie? – Ron spojrzał się na nas z iskierkami szczęścia w oczach.
- Przepraszam, ale chyba zrobiło mi się niedobrze – wstałam i odeszłam od stołu pełnego czułych spojrzeń i uśmiechów.
Ostatnie co rzuciło mi się w oczy wychodząc z wielkiej Sali to zaciekawione spojrzenie na całą sytuację Malfoya. Widocznie bardzo bawiło go moje rozgoryczenie, które teraz przerodziło się w prawdziwy smutek. 

*

W końcu udało mi się wypocić z siebie ten rozdział. Nie jest do końca taki jaki wymarzyłam, ale mam nadzieję, że im dalej zabrnę w tym opowiadaniu tym lepiej będą mi wychodzić rozdziały. Przeniosłam się na blogspota i w sumie jestem zadowolona, bo na onecie nie wytrzymałabym ani dnia dłużej. 

7 komentarzy:

  1. O jakim onecie mówisz? Żadnego onetu już przecież nie ma ;D
    Bardzo się cieszę, że w końcu udało Ci się napisać ten rozdział i go wkleić. Przypadł mi on do gustu - szczególnie ten tajemniczy początek - pokochałam go.
    Nie wiem, czy już Ci to polecałam, ale jeśli nie, to polecę Ci teraz: http://www.yaoifan.fora.pl/pseudoporadnik-pisarski,17/odmiana-imion-nazwisk-i-innych-potterowskich-nazw-wlasnych,72.html . Myślę, że Ci się przyda, bo są momenty, kiedy nie potrafisz odmienić niektórych nazwisk np. Malfoy czy Potter. Tzn. nie chodzi mi o to, że nie potrafisz odmienić, ale o to, że nie potrafisz ich potem zapisać ;D
    Ach, i jeszcze jedno! W opowiadaniach nie zapisujemy skrótów ;D U Ciebie znalazło się "np." które powinno zostać rozwinięte do pełnej słownej wersji: "na przykład".
    Styl masz bardzo przyjemny, ale tu już Ci niejednokrotnie mówiłam. Z przyjemnością będę wczytywać się w dalsze rozdziały tego opowiadania, więc dalej proszę o informowanie o NN (o tej mnie nie poinformowałaś ;D).
    Całuję,
    Leszczyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i również za podanie tego forum. Jestem Ci strasznie wdzięczna i teraz będę z nim współpracować. Będę informować, spokojnie ! Przy następnej notce masz to jak w banku ! Pozdrawiam !

      Usuń
  2. Witaj. Aż mi głupio, że zapomniałam o Twoim blogu :( Przepraszam.
    Rozdział podobał mi się strasznie, cieszę się, że dodajesz notki i przeniosłaś się na Blogspota, bo już myślałam, że Twoje pisarstwo dobiegło końca.
    Pozdrawiam.
    P.S Usuń kod obrazkowy, bo mnie do szału doprowadza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Nie zamierzam kończyć jak na razie tego opowiadania, po prostu muszę odnaleźć swoją wenę to napisania kolejnych rozdziałów.
      Całuję : *

      Usuń
  3. Znalazłam twój blog przypadkiem i od razu przypadł mi do gustu. Po pierwsze - Dramione; po drugie - tajemnice, czyli to co tygryski kochają najbardziej. Nie wiem jak możesz pisać w czasie teraźniejszym. Ja bym nie umiała, więc podziwiam cię, za to, że ci to wychodzi :) Czekam na kolejny rozdział!
    Mam nadzieję, że mnie poinformujesz na magic-nights.blogspot.com w zakładce SPAM :)
    Acha, i pozbądź się kodu obrazkowego, bo jak widzę to nie jedną mnie wkurza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że znalazłaś mojego bloga. Dziękuję za miłe słowa
      Całuję : *

      Usuń
  4. Hej!
    Trafiłam tu, wchodząc na chybił trafił w linki Leszczyny :P Szczerze mówiąc, prolog nie do końca przypadł mi do gustu, bo lubiłam to, że Hermina była dzieckiem mugoli - była to miła odmiana. Jednak każdy ma jakiś pomysł na swoje opowiadanie i dobrze, że ty masz swój. Czytałam jednak dalej i muszę ci powiedzieć, że pierwszy rozdział mnie zaciekawił. Masz bardzo fajny styl, łatwo się czyta. Wkradło się tam kilka błędów, ale przecież nikt nie jest idealny ; )
    Będę tu zaglądać co jakiś czas i komentować : )
    Zapraszam też do mnie, bo choć dopiero zaczynam to zależy mi na czytelnikach, którzy będą mogli mnie poprawiać i krzyczeć po mnie gdy nawalę :)
    Pozdrawiam,
    Ag [http://katerina-mystery.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń

CZYTELNICY