wtorek, 24 lipca 2012

Rozdział 1 : Ciemna krew

„Ryzyko bierze się z nieświadomościswoich poczynań.”
- Warren Buffett

          Pociąg zwalnia, obwieszczając wszystkim, że wreszcie dotarliśmy na miejsce, aż w końcu staje. Za oknem przesuwają się skłębione obłoki pary, by po chwili odsłonić widok jak ze snu.
          Naprzeciwko mnie Ron budzi się z głębokiego snu i przeciera rękawem zaspane oczy. Jego cała szata jest pognieciona, jednak on nigdy nie zwracał uwagi na takie „szczegóły”. Przez wszystkie lata znajomości nic się nie zmienił i już straciłam dawno nadzieję, że Ron wyrośnie z młodzieńczych nawyków. Przez rudą grzywkę, która figlarnie opada mu na oczy nie wygląda na szesnaście lat. Przypomina dwunastolatka o zaskakująco nieprzeciętnym wzroście.
          - Wreszcie stanęliśmy – odparł uradowany. - Mam nadzieję, że Dumbledore nie przygotował specjalnie długiej mowy. Umieram z głodu.
          Od razu wiedziałam, że jego ekscytacja w żaden sposób nie wiąże się z rozpoczęciem nowego roku nauki w Hogwarcie. Przyzwyczaiłam się, że w moim towarzystwie tylko ja jestem przejęta nauką. Wiele razy słyszałam, że Hogwart to bardzo dobra szkoła, słynąca z tego, że wypuszcza ze swych murów czarujące młode czarownice.Nie chciałabym zawieść moich rodziców, którzy właśnie tego oczekują. Jestem im wdzięczna za wszystko co dla mnie robią i jak akceptują to kim jestem. Mam wszystko czego potrzebuję. Mam ich. Nie wyobrażam sobie dnia, w którym ich zabraknie.
          W końcu pociąg zatrzymuje się z piskiem kół i westchnieniem pary. Widzę za oknem jak uczniowie wylewają się zza drzwi.
          Harry wstaje z siedzenia, a zaraz potem Ron, który jeszcze raz się przeciąga.
          - Chodź Hermiono. Musimy zająć jakiś powóz – mówił Harry sięgając po moją walizkę. 
          Ruch panujący w pociągu przyprawia mnie o ból głowy. Tabuny ludzi kręcą się po przedziałach. Kiedy zerkam na dalszy odcinek pociągu zauważam od razu rzucającą się w oczy blond czuprynę. Dumnie kroczący Malfoy z przyklejoną u boku Pansy Parkinson. Nie wiem jak on to robi, ale każda najmniejsza cząsteczka w tym tlenionym chłopaczku mnie denerwuje. Próbuję po prostu nie zwracać uwagi, chociaż coś ciągle kusi mnie, by spojrzeć w jego stronę. To moja ciekawość, która jest moim przekleństwem.
          - Co ty robisz? - pyta Ron, widząc, że toruję przejście.
          - Zamyśliłam się – odpowiadam i wznawiam próbę wydostania się z pociągu.
          Może to wyda się dziwne, ale ten rudowłosy chłopak miał coś w sobie. Coś co sprawiało, że czułam to znajome ukłucie w brzuchu. Zdecydowanie nie traktowałam go tak samo jak Potter'a, którego znałam równie długo. W pewien niezrozumiały sposób Ron, ten rudowłosy, niezdarny Weasley, który na pierwszym roku próbował nieudolnie wymówić zaklęcie w jednym z przedziałów , sprawiał, że moje serce bije szybciej.
          -Z roku na rok te pierwszaki są coraz niższe i bardziej pchają się pod nogi. Ugh…- usłyszałam za plecami głos nikogo innego jak Ginny.
          -Gdzie byłaś? Czemu nie przyszłaś do naszego przedziału? – moja twarz promieniała uśmiechem na jej widok.
          -Byłam zajęta – zmieszanie było wymalowane na jej twarzy. Zaborczy brat, który stał tuż obok pewnie nie byłby zachwycony gdyby usłyszał czym Ginny była zajęta, jednak pod presją mojego ciekawskiego wzroku lekko uległa. –Rozmawiałam z Dean’em.
          Już miałam zacząć wypytywać się o szczegóły tej „rozmowy”, gdy nagle usłyszałam chrząknięcie Harry’ego, który najwidoczniej nie chciał dalej drążyć tematu.
          -Wszyscy zajmują miejsca w powozach. Powinniśmy pójść ich śladami – ciągnąc za sobą walizkę udał się w kierunku pojazdów.
          Przez kilka minut jechaliśmy po falujących wzgórzach, które otaczał gęsty i ciemny las. Słońce już dawno zaszło, a chmury zakryły gwiazdy na niebie. Gdy wychylam się lekko za powóz przed moimi oczami ukazuje się w całej swojej okazałości Hogwart.
          Nagle powóz się zatrzymuje, choć reszta uczniów jedzie dalej. Rozglądam się potwarzach moich towarzyszy, jednak oni wyglądają na tak samo zdziwionych jak ja.
          -Czemu stanęliśmy? – na twarzy Rona zagościła panika. – Czy nie powinniśmy stanąć bezpośrednio pod Hogwartem?
          -Najwidoczniej coś stało się z testralem – powiedział Harry. – Sprawdzę czy nie skaleczył się jakoś.
         Okularnik wyskoczył z powozu i podszedł do niewidzialnego, przynajmniej jak dla mnie zwierzęcia.
         -Nie chcę Cię poganiać Harry, ale Ron wygląda jakby za chwile miał zemdleć –Ginny zaczęła parskać śmiechem podchwytując zirytowane spojrzenie Rona co jedynie jeszcze bardziej rozbawiło rudowłosą.
         Nagle w głębi lasu zauważyłam jakąś przemieszczającą się postać. Ogarnął mnie lęk.Mam wrażenie, że jestem w środku sceny z horroru podczas, której widzowie wołają „nie idź tam!”. Jednak jedną z moich was jest właśnie ciekawość, więc nie wiem czemu dokładnie to robię, ale po woli wysiadam z powozu i zbliżam się do miejsca, w którym ów postać mi się ukazała. Moje serce bije jak oszalałe. Nikt nawet nie zauważył, że oddaliłam się od powozu. Wyciągam z kieszeni szaty różdżkę.
          - Lumos – mówię cichym i lekko drżącym głosem.
          Światło powstałe przez zaklęcie częściowo oświetliło mi ciemny las. Chodzę dokoła własnej osi, by niczego nie przegapić. Słyszę jak mój oddech jest coraz szybszy i głośniejszy.
          Trzask.
          Szybko odwracam się w kierunku źródła dźwięku. Próbuję odszukać wzrokiem tajemniczą postać, jednak nie widzę nic podejrzanego. Robię kilka kroków naprzód, by oświetlić dalsze miejsca, gdy nagle czuję dotyk na moim ramieniu.
          -Ciemna krew! – gwałtownie się obracam i widzę starą kobietę. Włosy ma przykryte jakąś szmatką, a jej twarz jest pomarszczona i brudna. – Wrócił! Ciemna krew! –jej oczy wydają się być puste. Głos ma ochrypnięty i słabo słyszalny.
          -Kto? – pytam, bo tylko to jestem w stanie zrobić. Moje ciało wydaje się być sparaliżowane.
          -Gdzie on jest? Przywiozłaś go ze sobą? – teraz ewidentnie można zobaczyć jej przerażenie na twarzy.
          -Hermiona? – słyszę głos Harry’ego, który w tej chwili jest dla mnie zbawieniem.
          -Czarny pan widzi wszystko! On się dowie – po tych słowach pospiesznie oddala się w głąb lasu zostawiając mnie z setkami pytań i bałaganem w głowie.
          -Tu jesteś – Potter zbliżał się do mnie wielkimi krokami. – Zaczynaliśmy się niepokoić.
***

           Po wizycie u profesor Mcgonagall,podczas której wyjaśniliśmy sprawę spóźnienia i po uczcie w wielkiej Sali razem z Ginny udałyśmy się do dormitorium. Drewniane łóżka tuliły się do ścian, a jedno z nich wyglądało na używane. Drugie, czyli moje stoi wciśnięte w kąt pod oknem. Trzecie właśnie zajęła Ginny, a czwarte, które mieści się pod stromym sufitem, o który prawdopodobnie można rozłupać sobie czaszkę pozostaje nietknięte.
           Jedną z rzeczy, które lubię w moim posłaniu to widok. Spoglądając przez okno, widzę zalane księżycowym światłem błonie, jezioro oraz kawałek zakazanego lasu.
           - Gdzie zniknęłaś, gdy powóz stanął? –od rozmyślań wyrywa mnie głos Ginny.
           - Coś mi się przewidziało – nie mam ochoty rozważać o dziwnej kobiecie. – A ty? Co robiłaś podczas jazdy pociągiem?
           - Już mówiłam. Gadałam z Dean’em – odpowiada obojętnie.
           - Harry chyba nie przyjął tego zbyt dobrze – wiem, że rudowłosa ma słabość na punkcie słynnego Potter’a co potwierdza jej rumieniec na piegowatej twarzy.
           - Hej! Nie myśl sobie, że nie widzę jak patrzysz na Rona – teraz to ja czuję jak moje policzki płoną. – Jeszcze trochę i zostaniemy rodziną.
           Podchwytuję jej cwane spojrzenie i rzucam w nią najbliższą poduszką jaką mam pod ręką. Po chwili obie śmiejemy się i wygłupiamy. Cieszy mnie fakt, że mam ją i nie muszę rozmyślać o tym co stało się w lesie. Postanowiłam, że kobieta najwidoczniej z kimś mnie pomyliła. W końcu w Hogwarcie i tak nic mi nie grozi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

CZYTELNICY