wtorek, 24 lipca 2012

Prolog

          Ta noc nie należała do jednej z milszych. Świat spowiła gęsta mgła, którą przebijały krople deszczu. We wszystkich domach królowała już ogarniająca ciemność i błogi sen. Wszyscy pozaszywali się w swoich ciepłych i na pierwszy rzut oka, bezpiecznych posłaniach. Nikt nie był aż tak bezmyślny, by w taką ulewę wychylać nos zza drzwi swojego mieszkania.
          Kobieta o brązowych włosach do ramion i bladej cerze leżała w łóżku patrząc nieprzytomnym wzrokiem w dal pokoju. Było to małe pomieszczenie, w którym znajdowało się tylko proste, drewniane łoże i komoda, na której stał jakiś płyn. Ściany były pokryte tapetą o kolorze brudnego różu, która w sporej ilości miejscach była zdarta i poodklejana. Podłoga została wykonana z wyżartego już dawno przez mole drewna. Atmosfera pomieszczenia nie była zbyt przyjemna, a można nawet by powiedzieć, że niezbyt znośna.
          Do kobiety, która nie wygląda jak okaz zdrowia powoli zbliżał się mężczyzna. Było widać, że oboje są zmęczeni i zaniedbani. Zbliżający się towarzysz wyjął spod łóżka małe krzesełko i usiadł blisko brązowowłosej. Rękę posadził na jej czole i zaczął ją głaskać jak małą dziewczynkę do snu.
          - Musisz teraz dużo wypoczywać – powiedział mężczyzna z troską w oczach.
          - Nie mogę zasnąć – odpowiedziała ledwo słyszalnym i chropowatym głosem, jakby przemówiła pierwszy raz od dłuższego czasu. - To wszystko mnie przerasta. Czy nie ma z tego innego wyjścia? - odwróciła wzrok od pustki pokoju i po raz pierwszy od pojawienia się mężczyzny spojrzała na niego.
          Siedzący towarzysz wypuścił z siebie dużo powietrza i spuścił wzrok w dół unikając jej błagalnego spojrzenia. Sam nie chciał tego robić, ale to wydawało się być najsłuszniejszym wyjściem z tej sytuacji.
          - Jane – zaczął powoli, jednak nadal unikał jej spojrzenia – kocham Cię. Kocham was obie.       Jednak musimy spojrzeć prawdzie w oczy, a nie jej unikać. Czarny pan po nas przyjdzie – kątem oka widział jak łzy napływają jej do oczu. - Tylko tak zdołamy uratować chociaż ją.
           Był gotów znów usłyszeć słowa zaprzeczenia, że musi być inne wyjście, jednak mimo łez, które zlatywały po bladych policzkach kobiety ona powiedziała :
          - Niech tak się stanie – swoimi kruchymi dłońmi odkryła kołdrę, która okrywała jej ciało. Można było wtedy zauważyć, że ów kobieta nosiła pod swoim sercem dziecko. Jej świat. Podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła głaskać swój brzuch.
          - Kiedyś ona wyrośnie na tak silną kobietę jak jej matka – powiedział dumnie mężczyzna nie mając wątpliwości. - Wszystko się ułoży. Trafi do mugolskiego domu, w którym nikt ją nie znajdzie. Potem pojedzie do Hogwartu, gdzie będzie wspaniałą i mądrą czarownicą. Założy rodzinę i będzie wiodła spokojne życie, obiecuje Ci, rozumiesz ? - nie krył ją swoich łez. Leciały obficie z jego zmęczonych oczu.
          - Możesz obiecać mi jeszcze jedno? - popatrzyła na niego z nadzieją.
          - Oczywiście kochanie.
          - Dopilnuj, żeby miała na imię Hermiona.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

CZYTELNICY